- Nyx
- Liczba postów : 112
Nazwa w grze : Antonia Nightgarden
Opowiadanie z seri "nudzę się".
Pią 11 Wrz 2015, 11:13
Trochę zmartwiło mnie, że wszystkie moje opowiadania zaginęły w czeluściach starego komputera, więc czując potrzebę wylania swojej nudy na papier postanowiłam zacząć pisać coś nowego... Słabego, bo słabego, ale zawsze jakiegoś.
Poranek był dżdżysty i wilgotny. W przesyconym mgiełką powietrzu unosił się zapach świeżej, dzikiej trawy. Słońce leniwie unosiło się oświetlając żagle niedawno przybyłych do portu, nocnych statków. Tafla wody, którą cięły przed paroma godzinami pobłyskiwała złotą poświatą promieni słonecznych potęgowanej ciepłymi barwami Złotych Wzgórz. Fale zalewały plażę o białym piasku miarowo, przypływ po przypływie, to zabierając to oddając jej kawałek. Ciepły, delikatny wiatr pobudzał do śpiewu zaspane ptaki i poruszał z lekka świszczącą trawą. Zaczynał się kolejny spokojny dzień na Zapomnianych Polach.
Izabelowata klacz leniwie podniosła się z ziemi i potrząsnęła nieznacznie głową. Stanąwszy na równych nogach rozejrzała się wokół siebie i powoli podeszła do starego płotu. Jej oczom ukazał się rozległy, zielony teren zakończony zalaną przez wodę linią horyzontu. Westchnęła i skierowała wzrok za siebie. Stojący w starej, zrujnowanej stajni ogier pochrapiwał unosząc chrapy co oddech i odsłaniając białe zęby. Ten widok codziennie przyprawiał ją o pierwszy w dniu uśmiech. I codziennie było tu dobrym słowem. Parsknęła głośno co poskutkowało nagłym dygnięciem śpiocha.
- Dzień dobry. - klacz uśmiechnęła się po raz drugi, po czym wróciła do wpatrywania się w przestrzeń.
- Dzień... dobry? - myszato-srokaty koń wzniósł głowę i zaczął cicho kaszleć. - Zdaje się, że znowu *ekhm* zaschło mi w gardle. *ekhm*
- Nie mam pojęcia czemu. - I na pysku klaczy zawitał trzeci tego ranka uśmiech, tym razem skierowany do jej samej. - Nie wiem jak ty, ale ja wybieram się nad wodę. Galopem.
- Teraz, już, w tym momencie...? - ogierowi przerwał nagły atak kaszlu. - Może i to niezły *ekhm* pomysł...
Rodzeństwo ruszyło ku rzece, w miejscu gdzie nie miała ona jeszcze styczności ze słoną, morską wodą. Chociaż nie galopowali, kłus najwyraźniej w zupełności im wystarczył. Ogier pochylił nieco głowę, pokasłując co parę kroków i wypatrując między kępkami trawy, tych najzieleńszych. Która była najlepsza? Klacz szła żywszym krokiem, rozglądając się z zainteresowaniem po okolicy. Mimo, że chadzali tą starą ścieżką co najmniej dwa razy dziennie zawsze coś mogło się na niej zmienić... Prawda? Srokacz uniósł głowę, a jego oczy rozpromieniły się na widok wody. Podkłusował do niej w parę sekund, zostawiając siostrę za sobą. Zanurzył chrapy w chłodnej wodzie, która od razu przyniosła ulgę jego wysuszonemu gardłu. Między innymi taka właśnie drobna przyjemność sprawiała, że w jego monotonnym życiu pojawiało się tak zwane szczęście. Nie można być jednak pewnym, że ogier ten w zupełności znał znaczenie tego słowa. Szczęście jest bowiem pojęciem niezwykle szeroko rozumianym przez ludzi. Tyle, że ludzie zawsze doszukują się w słowach i sytuacjach różnych ważnych podtekstów, wymyślają dużo teorii na wiele tematów i potrafią o tym opowiadać godzinami, prawiąc swoim współbratyńcom i wykłócając się co jakiś czas o własne racje. Konie, zwłaszcza mieszkańcy Zapomnianych Pól tego nie robią. Za mało myślenia to pewna śmierć na dzikich terenach, a z kolei zbyt duża jej ilość prowadzi do insynuacji i mnóstwa przemyśleń, które zbaczają z najważniejszego w życiu tematu - czy za krzakiem nie czai się wilk? Na Zapomnianych Polach trzeba zatem zachować pewien wyśrodkowany umiar, czego tutejsze konie były zdecydowanymi mistrzami.
Ogier napełniony życiowym spełnieniem uśmiechnął się pierwszy raz tego ranka i zwrócił swoją uwagę ku siostrze... Po czym zorientował się, że jej z nim nie ma.
*
Izabelka szła cicho i powoli, unikając starych ścieżek i trzymając się zbiorowisk krzaków. Zwiedzanie terenu, który od lat oglądała ze swojego "balkonu" stanowiło dla niej ogromną przyjemność, leczy byłaby z pewnością bardziej zadowolona gdyby wiedziała gdzie właściwie się znajduje. Wiele razy robiła sobie w głowie mapę Pól, ale szybko okazało się, że stosowanie jej w praktyce wcale nie było takie proste. Wreszcie zdobyła się na opuszczenie swoich standardowych tras, ale nie mogła w pełni się z tego cieszyć, cały czas myśląc o czyhających zagrożeniach. Stanęła w cieniu wzniesienia i wpatrzyła się w jego szczyt. Byłoby to dobre miejsce do zlokalizowania swojego położenia. A przynajmniej tak się jej wydawało. Bez większego namysłu wysiliła zastałe mięśnie i poczęła powoli posuwać się na górę, krok za krokiem. Wejście okazało się bardziej skomplikowane, niż na początku sądziła, to też zmuszona była zmieniać co jakiś czas miejsce szturmu unikając zbyt stromych części pagórka. Po kilku podejściach i próbach w końcu udało jej się postawić kopyto na szczycie. Stanęła pomiędzy mocno zielonymi krzakami i pionowymi kamieniami z pismem runicznym. Ich fioletowy blask oświetlał sierść klaczy, ale w żaden sposób nie stanowiły one niezwykłego zjawiska - te specyficzne skały rozsiane były po całej wyspie, a natura koni zabraniała im szczegółowych rozmyśleń na ten temat. Były, to były, w czym problem? Klacz zaczęła lustrować teren, szukając charakterystycznego miejsca, na którym mogłaby się oprzeć przy ustalaniu gdzie właściwie jest. Wzniesienie nie dawało tak dobrego widoku jak urwisko stanowiące jej dom, więc musiała wysilić wzrok, aby cokolwiek dostrzec. Jej oczom rzuciły się pewne trzy ruchliwe punkty, zbliżające się w stronę okupywanego przez nią centrum lokalizacji. Gdy zobrazowała sobie ich możliwe zamiary, gwałtownie spróbowała wycofać się z widoku, stawiając kopyto w niezbyt szczęśliwym miejscu. Runęła przed siebie, z prędkością światła opuszczając tak trudno zdobyty pagórek. Dlatego właśnie wizualizacje są złe.
- Ktoś ty? Czego tu szukasz? - kary ogier był wyraźnie poirytowany. Wpatrywał się w poobijaną klacz jak w złodzieja, którego właśnie nakrył w swoim domu.
- Ja... Przechodziłam. - izabelka powoli podniosła się i zaczęła wytrząsać z grzywy ziemię.
- Przechodziłaś zupełnie przypadkiem przez nasz teren, na który trafiłaś zupełnie przypadkiem? - do rozmowy wcięła się stojąca do tej pory za towarzyszem, gniado-tarantowata klacz.
- Zora, byłem pierwszy. - karus zbeształ przyjaciółkę po czym zwrócił się ponownie do intruza. - Więc, bez problemu odejdziesz w trybie natychmiastowym?
- Ja...
W tym momencie pomiędzy rozmawiającymi końmi pojawił się niespodziewanie myszato-srokaty koń o rozczochranej grzywie.
- Masz jakiś problem z moją siostrą? - rzucił gwałtownie karusowi po czym gestem pyska nakazał izabelce odsunięcie się.
- Ty też przechodziłeś, co? Teren jest nasz, róbta co chceta, ale poza jego granicami.
- A te granice rozciągają się po całych Zapomnianych Polach? To ciekawe, bo mieszkamy tu od lat i jakoś problemu nie było.
- Nie wiem czy mogę się wtrącić nie denerwując drogiego Dragon'a - obok dyskutantów ponownie pojawiła się Zora - ale właściwie naszego trzyosobowego grona nie można nazwać stadem. Myślę, że moglibyście tu zostać, gdybyśmy spróbowali taką grupę stworzyć.
- Trzyosobowego? - izabelka wychyliła się zza zadu starszego brata, nadstawiając uszy.
- Tak, ten gniady gość za nami to Fra... Znaczy Fire.
Do czwórki przybliżył się stojący do tej pory z boku gniady ogier. Zawadiacko zarzucił grzywą, po czym skierował się do jasnej klaczy.
- Fire, zawsze do usług. A ty?
- Sonata... Miło mi. - Klacz poczęstowała Fire'a swoim uśmiechem.
- Quinian, miło że zapytałeś. - srokacz przewrócił oczami, wyraźnie zażenowany nie tylko zignorowaniem, ale i rzuconą prosto z mostu propozycją wspólnego życia z obcymi.
- Mnie i Zorę już najwyraźniej znacie. Radzę wam uważać na słowa, jeśli chcecie nadal stąpać po tych ziemiach. - Dragon parsknął marszcząc brwi. Szybko odwrócił się i odszedł na wolniejszą przestrzeń.
- A ja radzę wam uważać na kolegę jestem-tak-w-gorącej-wodzie-kąpany-że-aż-czarny. Właściwie, to chętnie zobaczę gdzie mieszkaliście przez ten cały czas... To musi być wyjątkowo bezpieczne miejsce. - Zora dyskretnie wskazała Fire'owi kierunek, w którym powinien się udać, chcąc ich zostawić. Ogier szybko odszedł, najwyraźniej niezwykle poruszony rozkazem klaczy.
- Opuszczona Stajnia? To faktycznie miłe miejsce... Ale może porozmawiamy o tym przy jedzeeeniu? - Qu wciągnął chrapami zapach świeżej trawy, której spożycie planował już od rana. Jego system wartości wyeliminował chęć pochłonięcia paru kęp, kiedy zorientował się, że zgubił Sonatę, ale teraz gdy się znalazła, głód znów dał o sobie znać. A przecież nie było dla koni lepszego sposobu na poznanie się, niż wspólne napełnienie żołądków.
- Twoja wola, panie.
Trójka ruszyła wolnym stępem ku polanie, na której pasły się już dwa pozostałe ogiery. Była duża i odsłonięta, z boków otoczona kilkoma drzewami i krzewami. Roznosił się tam zapach i szum traw, za którymi Qu tak bardzo przepadał. Teraz kopytnych była już piątka, co można już było nazwać stadem. Ale nie zastanawiali się nad tym. Zastanowienie rodzi kolejne pytania i ponowną potrzebę zastanawiania. A tego nasi bohaterowie nie potrzebowali.
Dołączyli do Fire'a i Dragona, po czym... Zapadła głucha cisza, przerywana jedynie śpiewem ptaków i dźwiękiem wyrywanej trawy. Sonata, najwyraźniej również lubująca się w jedzeniu, powoli przeżuwała porcję wpatrując się w tarantkę. Była naprawdę urodziwą klaczą, izabelce nieodparcie przypominała nocne niebo, które tak często zdarzało jej się oglądać. W końcu Qu ponownie poczuł się spełniony i jako bardzo słowny ogier, odezwał się na temat obiecanej Opuszczonej Stajni.
- Więc, to miejsce znajduje się na szczycie czegoś w rodzaju urwiska, pod stokiem Gór Szarej Rosy. Jest stare, ale wysoko położone co daje widok na calusieńkie Pola. Nad stajnią jest coś w rodzaju schronu, do którego można dostać się poprzez krótką wspinaczkę. Ciernie zasłaniają ten mały teren wystarczająco dobrze, żeby przeczekać tam problemy... I co najważniejsze wypływa tam kawałek źródła.
- W takim razie musimy się tam przejść. - gniadosz podniósł łeb, gotowy do wędrówki.
- A mówiłaś, że to Dragon jest niecierpliwy? - Qu spojrzał na Zorę, która swoją odpowiedź zastąpiła parsknięciem śmiechem.
- Niecierpliwy? Świetnie, jeśli jesteście tacy idealni, to lećcie do tej stajni, ja nie mam zamiaru się z wami tułać. - karus zarzucił ogonem i odwróciwszy się powoli odszedł. W pewnym momencie stanął i począł wpatrywać się w kamyk leżący przed nim.
- Chyba miałeś iść? Przymarzłeś? - ponownie dało się słyszeć śmiech Zory. Fire wydawał się bardzo zadowolony, że udało mu się rozśmieszyć tarantkę.
- Kamień. Wibruje. Ziemia też. Nie czujecie?
Czwórka spojrzała sobie pod kopyta. Grunt faktycznie lekko się poruszał, ale nie uznali tego za powód do niepokoju. Po prostu się nie zastanawiali.
- Straszne. Idź się schować, ziemia zaraz cię pochłonie. - Zora uniosła brew i zwróciła się w stronę Qu. - To prowadź.
Srokacz wskazał ciałem kierunek, po czym ruszył żwawym kłusem. Reszta, oprócz nadal wpatrzonego w ziemię Dragon'a, poszła w jego ślady kierując się ku Opuszczonej Stajni.
- Zaczyna się... - wyszeptał kary ogier podążając wzrokiem za oddalającymi się towarzyszami. - A oni nie mogą dowiedzieć się co.
*
Poranek był dżdżysty i wilgotny. W przesyconym mgiełką powietrzu unosił się zapach świeżej, dzikiej trawy. Słońce leniwie unosiło się oświetlając żagle niedawno przybyłych do portu, nocnych statków. Tafla wody, którą cięły przed paroma godzinami pobłyskiwała złotą poświatą promieni słonecznych potęgowanej ciepłymi barwami Złotych Wzgórz. Fale zalewały plażę o białym piasku miarowo, przypływ po przypływie, to zabierając to oddając jej kawałek. Ciepły, delikatny wiatr pobudzał do śpiewu zaspane ptaki i poruszał z lekka świszczącą trawą. Zaczynał się kolejny spokojny dzień na Zapomnianych Polach.
Izabelowata klacz leniwie podniosła się z ziemi i potrząsnęła nieznacznie głową. Stanąwszy na równych nogach rozejrzała się wokół siebie i powoli podeszła do starego płotu. Jej oczom ukazał się rozległy, zielony teren zakończony zalaną przez wodę linią horyzontu. Westchnęła i skierowała wzrok za siebie. Stojący w starej, zrujnowanej stajni ogier pochrapiwał unosząc chrapy co oddech i odsłaniając białe zęby. Ten widok codziennie przyprawiał ją o pierwszy w dniu uśmiech. I codziennie było tu dobrym słowem. Parsknęła głośno co poskutkowało nagłym dygnięciem śpiocha.
- Dzień dobry. - klacz uśmiechnęła się po raz drugi, po czym wróciła do wpatrywania się w przestrzeń.
- Dzień... dobry? - myszato-srokaty koń wzniósł głowę i zaczął cicho kaszleć. - Zdaje się, że znowu *ekhm* zaschło mi w gardle. *ekhm*
- Nie mam pojęcia czemu. - I na pysku klaczy zawitał trzeci tego ranka uśmiech, tym razem skierowany do jej samej. - Nie wiem jak ty, ale ja wybieram się nad wodę. Galopem.
- Teraz, już, w tym momencie...? - ogierowi przerwał nagły atak kaszlu. - Może i to niezły *ekhm* pomysł...
Rodzeństwo ruszyło ku rzece, w miejscu gdzie nie miała ona jeszcze styczności ze słoną, morską wodą. Chociaż nie galopowali, kłus najwyraźniej w zupełności im wystarczył. Ogier pochylił nieco głowę, pokasłując co parę kroków i wypatrując między kępkami trawy, tych najzieleńszych. Która była najlepsza? Klacz szła żywszym krokiem, rozglądając się z zainteresowaniem po okolicy. Mimo, że chadzali tą starą ścieżką co najmniej dwa razy dziennie zawsze coś mogło się na niej zmienić... Prawda? Srokacz uniósł głowę, a jego oczy rozpromieniły się na widok wody. Podkłusował do niej w parę sekund, zostawiając siostrę za sobą. Zanurzył chrapy w chłodnej wodzie, która od razu przyniosła ulgę jego wysuszonemu gardłu. Między innymi taka właśnie drobna przyjemność sprawiała, że w jego monotonnym życiu pojawiało się tak zwane szczęście. Nie można być jednak pewnym, że ogier ten w zupełności znał znaczenie tego słowa. Szczęście jest bowiem pojęciem niezwykle szeroko rozumianym przez ludzi. Tyle, że ludzie zawsze doszukują się w słowach i sytuacjach różnych ważnych podtekstów, wymyślają dużo teorii na wiele tematów i potrafią o tym opowiadać godzinami, prawiąc swoim współbratyńcom i wykłócając się co jakiś czas o własne racje. Konie, zwłaszcza mieszkańcy Zapomnianych Pól tego nie robią. Za mało myślenia to pewna śmierć na dzikich terenach, a z kolei zbyt duża jej ilość prowadzi do insynuacji i mnóstwa przemyśleń, które zbaczają z najważniejszego w życiu tematu - czy za krzakiem nie czai się wilk? Na Zapomnianych Polach trzeba zatem zachować pewien wyśrodkowany umiar, czego tutejsze konie były zdecydowanymi mistrzami.
Ogier napełniony życiowym spełnieniem uśmiechnął się pierwszy raz tego ranka i zwrócił swoją uwagę ku siostrze... Po czym zorientował się, że jej z nim nie ma.
*
Izabelka szła cicho i powoli, unikając starych ścieżek i trzymając się zbiorowisk krzaków. Zwiedzanie terenu, który od lat oglądała ze swojego "balkonu" stanowiło dla niej ogromną przyjemność, leczy byłaby z pewnością bardziej zadowolona gdyby wiedziała gdzie właściwie się znajduje. Wiele razy robiła sobie w głowie mapę Pól, ale szybko okazało się, że stosowanie jej w praktyce wcale nie było takie proste. Wreszcie zdobyła się na opuszczenie swoich standardowych tras, ale nie mogła w pełni się z tego cieszyć, cały czas myśląc o czyhających zagrożeniach. Stanęła w cieniu wzniesienia i wpatrzyła się w jego szczyt. Byłoby to dobre miejsce do zlokalizowania swojego położenia. A przynajmniej tak się jej wydawało. Bez większego namysłu wysiliła zastałe mięśnie i poczęła powoli posuwać się na górę, krok za krokiem. Wejście okazało się bardziej skomplikowane, niż na początku sądziła, to też zmuszona była zmieniać co jakiś czas miejsce szturmu unikając zbyt stromych części pagórka. Po kilku podejściach i próbach w końcu udało jej się postawić kopyto na szczycie. Stanęła pomiędzy mocno zielonymi krzakami i pionowymi kamieniami z pismem runicznym. Ich fioletowy blask oświetlał sierść klaczy, ale w żaden sposób nie stanowiły one niezwykłego zjawiska - te specyficzne skały rozsiane były po całej wyspie, a natura koni zabraniała im szczegółowych rozmyśleń na ten temat. Były, to były, w czym problem? Klacz zaczęła lustrować teren, szukając charakterystycznego miejsca, na którym mogłaby się oprzeć przy ustalaniu gdzie właściwie jest. Wzniesienie nie dawało tak dobrego widoku jak urwisko stanowiące jej dom, więc musiała wysilić wzrok, aby cokolwiek dostrzec. Jej oczom rzuciły się pewne trzy ruchliwe punkty, zbliżające się w stronę okupywanego przez nią centrum lokalizacji. Gdy zobrazowała sobie ich możliwe zamiary, gwałtownie spróbowała wycofać się z widoku, stawiając kopyto w niezbyt szczęśliwym miejscu. Runęła przed siebie, z prędkością światła opuszczając tak trudno zdobyty pagórek. Dlatego właśnie wizualizacje są złe.
- Ktoś ty? Czego tu szukasz? - kary ogier był wyraźnie poirytowany. Wpatrywał się w poobijaną klacz jak w złodzieja, którego właśnie nakrył w swoim domu.
- Ja... Przechodziłam. - izabelka powoli podniosła się i zaczęła wytrząsać z grzywy ziemię.
- Przechodziłaś zupełnie przypadkiem przez nasz teren, na który trafiłaś zupełnie przypadkiem? - do rozmowy wcięła się stojąca do tej pory za towarzyszem, gniado-tarantowata klacz.
- Zora, byłem pierwszy. - karus zbeształ przyjaciółkę po czym zwrócił się ponownie do intruza. - Więc, bez problemu odejdziesz w trybie natychmiastowym?
- Ja...
W tym momencie pomiędzy rozmawiającymi końmi pojawił się niespodziewanie myszato-srokaty koń o rozczochranej grzywie.
- Masz jakiś problem z moją siostrą? - rzucił gwałtownie karusowi po czym gestem pyska nakazał izabelce odsunięcie się.
- Ty też przechodziłeś, co? Teren jest nasz, róbta co chceta, ale poza jego granicami.
- A te granice rozciągają się po całych Zapomnianych Polach? To ciekawe, bo mieszkamy tu od lat i jakoś problemu nie było.
- Nie wiem czy mogę się wtrącić nie denerwując drogiego Dragon'a - obok dyskutantów ponownie pojawiła się Zora - ale właściwie naszego trzyosobowego grona nie można nazwać stadem. Myślę, że moglibyście tu zostać, gdybyśmy spróbowali taką grupę stworzyć.
- Trzyosobowego? - izabelka wychyliła się zza zadu starszego brata, nadstawiając uszy.
- Tak, ten gniady gość za nami to Fra... Znaczy Fire.
Do czwórki przybliżył się stojący do tej pory z boku gniady ogier. Zawadiacko zarzucił grzywą, po czym skierował się do jasnej klaczy.
- Fire, zawsze do usług. A ty?
- Sonata... Miło mi. - Klacz poczęstowała Fire'a swoim uśmiechem.
- Quinian, miło że zapytałeś. - srokacz przewrócił oczami, wyraźnie zażenowany nie tylko zignorowaniem, ale i rzuconą prosto z mostu propozycją wspólnego życia z obcymi.
- Mnie i Zorę już najwyraźniej znacie. Radzę wam uważać na słowa, jeśli chcecie nadal stąpać po tych ziemiach. - Dragon parsknął marszcząc brwi. Szybko odwrócił się i odszedł na wolniejszą przestrzeń.
- A ja radzę wam uważać na kolegę jestem-tak-w-gorącej-wodzie-kąpany-że-aż-czarny. Właściwie, to chętnie zobaczę gdzie mieszkaliście przez ten cały czas... To musi być wyjątkowo bezpieczne miejsce. - Zora dyskretnie wskazała Fire'owi kierunek, w którym powinien się udać, chcąc ich zostawić. Ogier szybko odszedł, najwyraźniej niezwykle poruszony rozkazem klaczy.
- Opuszczona Stajnia? To faktycznie miłe miejsce... Ale może porozmawiamy o tym przy jedzeeeniu? - Qu wciągnął chrapami zapach świeżej trawy, której spożycie planował już od rana. Jego system wartości wyeliminował chęć pochłonięcia paru kęp, kiedy zorientował się, że zgubił Sonatę, ale teraz gdy się znalazła, głód znów dał o sobie znać. A przecież nie było dla koni lepszego sposobu na poznanie się, niż wspólne napełnienie żołądków.
- Twoja wola, panie.
Trójka ruszyła wolnym stępem ku polanie, na której pasły się już dwa pozostałe ogiery. Była duża i odsłonięta, z boków otoczona kilkoma drzewami i krzewami. Roznosił się tam zapach i szum traw, za którymi Qu tak bardzo przepadał. Teraz kopytnych była już piątka, co można już było nazwać stadem. Ale nie zastanawiali się nad tym. Zastanowienie rodzi kolejne pytania i ponowną potrzebę zastanawiania. A tego nasi bohaterowie nie potrzebowali.
Dołączyli do Fire'a i Dragona, po czym... Zapadła głucha cisza, przerywana jedynie śpiewem ptaków i dźwiękiem wyrywanej trawy. Sonata, najwyraźniej również lubująca się w jedzeniu, powoli przeżuwała porcję wpatrując się w tarantkę. Była naprawdę urodziwą klaczą, izabelce nieodparcie przypominała nocne niebo, które tak często zdarzało jej się oglądać. W końcu Qu ponownie poczuł się spełniony i jako bardzo słowny ogier, odezwał się na temat obiecanej Opuszczonej Stajni.
- Więc, to miejsce znajduje się na szczycie czegoś w rodzaju urwiska, pod stokiem Gór Szarej Rosy. Jest stare, ale wysoko położone co daje widok na calusieńkie Pola. Nad stajnią jest coś w rodzaju schronu, do którego można dostać się poprzez krótką wspinaczkę. Ciernie zasłaniają ten mały teren wystarczająco dobrze, żeby przeczekać tam problemy... I co najważniejsze wypływa tam kawałek źródła.
- W takim razie musimy się tam przejść. - gniadosz podniósł łeb, gotowy do wędrówki.
- A mówiłaś, że to Dragon jest niecierpliwy? - Qu spojrzał na Zorę, która swoją odpowiedź zastąpiła parsknięciem śmiechem.
- Niecierpliwy? Świetnie, jeśli jesteście tacy idealni, to lećcie do tej stajni, ja nie mam zamiaru się z wami tułać. - karus zarzucił ogonem i odwróciwszy się powoli odszedł. W pewnym momencie stanął i począł wpatrywać się w kamyk leżący przed nim.
- Chyba miałeś iść? Przymarzłeś? - ponownie dało się słyszeć śmiech Zory. Fire wydawał się bardzo zadowolony, że udało mu się rozśmieszyć tarantkę.
- Kamień. Wibruje. Ziemia też. Nie czujecie?
Czwórka spojrzała sobie pod kopyta. Grunt faktycznie lekko się poruszał, ale nie uznali tego za powód do niepokoju. Po prostu się nie zastanawiali.
- Straszne. Idź się schować, ziemia zaraz cię pochłonie. - Zora uniosła brew i zwróciła się w stronę Qu. - To prowadź.
Srokacz wskazał ciałem kierunek, po czym ruszył żwawym kłusem. Reszta, oprócz nadal wpatrzonego w ziemię Dragon'a, poszła w jego ślady kierując się ku Opuszczonej Stajni.
- Zaczyna się... - wyszeptał kary ogier podążając wzrokiem za oddalającymi się towarzyszami. - A oni nie mogą dowiedzieć się co.
*
- Annn
- Liczba postów : 180
Nazwa w grze : Ania Greenstar
Re: Opowiadanie z seri "nudzę się".
Sob 12 Wrz 2015, 08:00
O, mimo, że z nudów, to ciekawe
Pisz dalej.
A kto zobaczył w ogóle, że napisałam 1 rozdział mojego opowiadania? Może i ktoś przeczytał, ale jeśli nie ma tam postów, to nie wiem, czy ktoś czyta xD Więc tam piszcie, bo wtedy wiem, że jest sens dalej pisać xd
Pisz dalej.
A kto zobaczył w ogóle, że napisałam 1 rozdział mojego opowiadania? Może i ktoś przeczytał, ale jeśli nie ma tam postów, to nie wiem, czy ktoś czyta xD Więc tam piszcie, bo wtedy wiem, że jest sens dalej pisać xd
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach